piątek, 19 lutego 2010

19 lutego 2010. Koniec 6 Weidera.

19 lutego – niby najzwyklejsza data, a dla mnie jakże szczęśliwa. W końcu udało się skończyć „6 Weidera”. Oj bywały chwile krytyczne…Powrót po całym dniu wypełnionym obowiązkami, a tu jeszcze czeka A6W…Ostatnie dni po 24 powtórzenia nie były jednak najgorsze…Bo była świadomość, że koniec jest już blisko – największe kryzysy były w połowie mniej więcej, ale nie było takiej opcji żeby przerwać. Jestem zadowolony – zarówno z tego, że już to skończyłem jak i z faktu, iż co najmniej 10 dni brzuch odpocznie od jakichkolwiek ćwiczeń (no chyba, że na taekwondo coś będzie). Efekty też przeszły moje oczekiwania. Nie spodziewałem się żadnych efektów wizualnych ze swoim „flakiem”, a tu jak zepniesz „bebechy” pojawiają się nawet jakieś nieśmiałe rysy :). Po latach bycia grubasem całkiem miłe uczucie i mała rzecz, a cieszy :).
Wcześniej wspominałem o jabłczanie kreatyny, który jest już u mnie. Dałem razem jakieś 70 zł za 370 kapsułek, które to starczą mi na 5 tygodni zakładając, że w dni treningowe jem po 12, a w dni nie treningowe po 6. Dni treningowych w tygodniu będzie 5, a nie treningowych 2. W te dwa dni nie treningowe będę biegał – w sobotę 30 minut jedno tempo, a w niedzielę 2 minuty szybko, 2 minuty wolno (przez 20 minut). W dni treningowe ostra harówka, 3 razy w tygodniu taekwondo i codziennie jakieś ciężary (oczywiście w dni ze sztuką walki lightowe). Jabłczan kreatyny będę wspomagał tradycyjnie HMB, póki co odstawiam BCAA (do czasu skończenia 5 tygodni z jabłczanem). Powinno być całkiem wesoło :). Tym bardziej, że już nie ma do zrobienia tej A6W, która potrafi napsuć nerwów :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz