niedziela, 29 listopada 2009

29 listopada 2009. Pajacyki.

Ostatnio na „trzecim” treningu nieco nas trener dociska. Możesz mieć gwarancję, że po wyjściu z sali będziesz wyciskać koszulkę i poleci z niej sporo wody. Bardzo mi się to podoba, tym bardziej, że biorę l-carnityne i wskazane jest jak najwięcej aerobów i pocenia. 4 sztuki przed treningiem i jest elegancko – nie są potrzebne dodatkowe ćwiczenia w domu.
Pierwszy raz coś stało mi się z łydkami. Już od połowy treningu czułem jakieś skurcze, które utrzymały się do samego pójścia spać. Rano także łydki bardzo bolesne, co spowodowało, że biegać poszedłem na 30 minut (po woli) zamiast przeplatanki 2 minuty szybko, 2 minuty wolno – nie dał bym chyba rady sprintem. Jestem laikiem w tych sprawach nie wiedziałem więc o co chodzi, magnezu pije dość sporo, czasami nawet rozpuszczam w wodzie 3 tabletki dziennie. Wątpliwości rozwiały się na kolejnym treningu, na którym powitało mnie pytanie kilku innych początkujących: „-Ciebie też bolą łydki? To od tych kilkuset pajacyków”. Całkiem możliwe. Jeśli chodzi o same kopnięcia i ćwiczenia na mięśnie nóg to były już podobne treningi i nigdy coś takiego z łydkami się nie działo. Teraz kilkudziesięciu ćwiczących liczyło serie pajacyków, po czym liczenie przechodziło na sąsiada – i tak cała sala. Jak widać ostro „weszło” grupie w łydki.
Mimo, iż „poszło na pajacyki” postanowiłem wykonać jeszcze jeden zakup, a mianowicie witaminy. Niedrogi produkt, a będzie na cały miesiąc suplement diety. W kapsułce jest tyle zdrowia, że zaleca się tylko jedną kapsułkę dziennie po głównym posiłku. Kumpel twierdzi, że wręcz sika po nich na zielono :).
A więc zakwasy, bóle – wydawałoby się, że jest ciężko. Z drugiej strony jest jednak…prosto. O co mi chodzi? O aspekt psychiczny. Po tych treningach, które mam za sobą zdałem sobie sprawę jak wielką blokadą w tym wszystkim są nasze osobiste urojenia. W pewnym momencie życia wręcz nie wyobrażalne stało się wrócenie do uprawiania sportu. Nawet po ogarnięciu się z różnymi używkami ciężko było zdecydować się na ten krok z powodu strachu przed nie wytrzymaniem treningu. Łatwo nie jest, ale na pewno nie aż tak tragicznie jak według tego co wcześniej podpowiadał strach. Wszystko sobie człowiek wyolbrzymiał, dramatyzował sam przed sobą, jakby na ten czas zapominając, że jest…tylko człowiekiem – tak jak reszta ćwiczących na sali. Ze swoimi lepszymi i gorszymi stronami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz