Ciekawi mnie ile razy w ciągu tygodnia typowy pijaczek z polskiego osiedla zastanawia się nad sobą i swoim zdrowiem. Oficjalnie, w gronie znajomych oczywiście nie jest on trochę ładniej ubranym alkoholikiem tylko „konsumentem”, „gościem lubiącym sobie po prostu wypić”. Chociaż tak naprawdę od typowego żula różni go to, że ma gdzie mieszkać i podejmuje czasem jakąś pracę. Zastanawia mnie co tak naprawdę kryje się pod tą czaszką, ale prywatnie – w domowym zaciszu gdy najdzie chwila refleksji nad sobą. Kiedy nie musi taki ktoś grać już „super luzaczka” w towarzystwie, udawać, że wiecznie czuje się świetnie i nic złego z jego zdrowiem się nie dzieje – kiedy zastanowi się nad sobą chwilę. Co bardziej pogrążeni w swoim nałogu nazwą takie rozkminki „kacem moralnym” i zwalą winę na „wczorajszą noc”, Ci bardziej ze sobą szczerzy nazwą rzeczy po imieniu – nie nadaje się do niczego innego, a moje ciało mimo lat niewielu to wrak, perspektywy zaś sięgają najbliższej imprezy. Z mojej własnej winy. Zdrowy człowiek w końcu dojdzie do tego, że czas coś ze sobą zrobić.
Jeśli ktoś przyzna sam przed sobą, że „mimo, iż nic takiego przecież nie robi” (a „tylko” pali, pije i je co popadnie) jego płuca wyglądają jak worek od odkurzacza, kondycja przypomina tą u 80 letniego staruszka, a ciało ma 25 kg nadwagi – to połowa sukcesu. Ludzi, którzy wiedzą, że szkodzą sobie tym co wyluzowane wraki nazywają „normalką” – nie brakuje. Znam wiele osób, które zdają sobie sprawę, że palenie cholernie szkodzi, wiedzą też, że przesadzają z alkoholem – „ale inaczej się nie da stary”, „to, co – ja mam ze wszystkiego rezygnować?”, „życie przeminie mi obok nosa” – to najczęstsze odpowiedzi. Chcę przez to powiedzieć, że nie brakuje świadomości niezdrowego prowadzenia się lecz brakuje kroku na przód, fanatyzmu by radykalnie odmienić swoje życie na lepsze. Często powodem jest mylne myślenie, że „jest już za późno”, „moje ciało jest za bardzo strute”, „dbać o siebie to mogą nastolatki” – bzdura! Na zdrowie nigdy nie jest za późno. Do tego jednak niezbędny jest radykalizm, mocne postanowienie i konsekwencja, które może wskrzesić w sobie każdy człowiek jeśli tylko chce.
W wielu przypadkach styl życia polegający na piciu piwa, jedzeniu chipsów i nic nie robieniu kończy się nadwagą. Nigdy nie jest za późno by pozbyć się „brzuszka”, dzięki czemu będziesz miał lepszą formę, mniej będziesz się pocił i…po prostu jest to podstawą do rozpoczęcia dalszej pracy nad sobą. Nadwaga przychodząca wraz z zaniedbywaniem ciała (prócz tych nie mających tendencji do tycia) przeszkadza w uprawianiu sportu, zresztą nie tylko – przeszkadza ogólnie w życiu.
Jeśli chodzi o zrzucanie kilogramów to na początku pragnę zaznaczyć, że to co przeczytacie nie jest podparte jakimiś naukowymi dokumentami, opracowaniami itp. Jest to zapis własnych obserwacji. A więc fakty są takie, że udało mi się od marca 2007 do października 2009 schudnąć 20 kg i potwierdzi to każdy kto mnie zna, nie muszę używać programów graficznych jak telewizyjne reklamy diety :). Nie mówię o jakieś tam sportowej sylwetce (akurat do tego nie dążę, bo napinka przed lustrem średnio mnie jakoś interesuje) tylko o tym by doprowadzić się jako tako do normalności ze stanu „pana z brzuszkiem”. Potrzebne jest radykalne odrzucenie kilku rzeczy, wcale nie trzeba popadać w anoreksję jak to niektórzy zapewne pomyślą. Napisałem to nie po to by chwalić się zrzuceniem wagi lecz by nadać sobie kompetencje do pisania o tym temacie.
Przede wszystkim twarde postanowienie – więcej ruchu. Też nigdy nie lubiłem biegać, w podstawówce, później – nigdy. Kiedy zaczynałem biegać paliłem jeszcze papierosy, miałem z 20 kg nadwagi więc lekko nie było. Małe kółeczko i zadyszka, susza, czerwona twarz. To normalne – by było lepiej potrzebna jest konsekwencja w tym co się robi. Czyli trzeba sobie powiedzieć, nie ważne jak ciężko jest w szkole, pracy, jaki jestem zmęczony czy niewyspany – swoje muszę odbiegać i tyle! Polecam biegać na czczo, po pierwsze „macie to szybko z głowy”, po drugie – szybciej organizm spala tłuszcz (normalnie robi to po ponad 30 minutach biegu, na czczo wystarczy około 20 minut).
W międzyczasie rzuciłem papierosy gdyż ZNACZNIE gryzie się to z poprawianiem kondycji (oraz przy okazji – chudnięciem) poprzez bieganie. Mimo długiego okresu biegania gdy paliłem efekt nie był tak widoczny, postępy w pokonywaniu dystansów były powolne bądź żadne – było to po prostu bez sensu. Dopiero po rzuceniu nikotynowej trucizny płuca zaczęły się regenerować, a oddychanie podczas biegu było prawidłowe. Dziś gdy minęły ponad dwa lata (podczas których miałem dłuższe i krótsze przerwy – głównie kiedy paliłem i efekt kondycyjny nie przychodził) mogę powiedzieć, że efekt przeszedł oczekiwania. Nie tylko (dodając dietę) gubi się zbędne kilogramy, ale przede wszystkim poprawia się kondycja! Zaczynałem od małego kółeczka, niecałego kilometra po którym 5 minut dyszałem – dzisiaj 30 minut biegu z rana pokonywane jest bez większego wysiłku, ani łyka wody czy zadyszki. Najważniejsze to przetrwać pierwsze pół roku (w bólach, zadyszkach, na wyczerpaniu po krótkim dystansie) i rzucić papierosy – efekt gwarantowany! Jeśli chodzi o zbędne kilogramy to musicie zdać sobie sprawę, że jeśli macie kiepską przemianę materii i szybko rośnie Wam brzuch nie da rady się go pozbyć nie łącząc RUCHU i diety. Dodatkowo polecam zamiast autobusu rower, a zamiast windy schody.
No dobra, ale powiecie – to nie jest takie proste. Nie jest lecz nikt nie mówił, że będzie łatwo. Rzucenie papierosów to bardzo ostra walka, polecam radykalne odrzucenie – stopniowe jest mało warte i większość tak rzucających pali dalej. Jeśli chcesz radykalnie odmienić swoje życie polecam od razu wejść na głęboką wodę. Czyli w dniu kiedy rzucasz papierosy rozpoczynasz treningi, czy to biegowe czy siłownie, sztuki walki. Ten nowy cel ma za zadanie motywować, byś wiedział i czuł od razu, że te rzucenie palenia jest Ci do czegoś konkretnego potrzebne. Zaczynasz nowy etap – od rana nie palę, od rana biegam, wieczorem trening. Parę miesięcy i efekt będzie widoczny. Pierwsze dni trzeba przetrwać na zaciśniętych zębach.
Jeśli chodzi o zrzucanie kilogramów (siłą rzeczy dotyczące tylko części z nas, niektórzy mimo leniwego życia nie tyją), to prócz biegania bardzo ważna jest dieta. Nie będę się bawił w dietetyka, najlepiej idźcie do specjalisty i powie Wam jak macie jeść by osiągnąć efekt. Każde ciało jest inne. Mogę jedynie podać kilka uniwersalnych wskazówek, które mi osobiście pomogły. Przede wszystkim zero fast foodów, zero ziemniaków, zero makaronów. Mimo to obiad może być dobry, polecam jakąś mieszankę warzywną z ryżem, do tego kawałki mięsa i gra gitara. Są ryby (chude), zupy (nie tłuste) – to nie prawda, że bez hamburgera nie ma dobrego żarcia. Herbata tylko zielona, bez cukru – zero słodzenia czegokolwiek, zero słodyczy. Zamiast batona (o chipsach i tego typu wynalazkach nie wspominając) polecam jabłko czy arbuza. Wyeliminować trzeba z jadłospisu majonezy oraz sosy.
Do picia czysta woda, najlepiej niegazowana – zero kolorowych wynalazków typu „Coca Cola”. Jeśli musicie koniecznie mieć „jakiś smak” w piciu, to polecam do wody dodawać tabletkę multiwitaminy (na przykład o smaku pomarańczowym) czy też magnezu. Dobre i zdrowe. Pieczywo tylko czarne, gwarantuje, że jest to bardzo dobre. Na owe pieczywo świeża szynka, sałata, pomidor – co, niedobre?
W diecie ważne jest by nie robić wszystkiego „na wariata”. Czyli cierpliwie – efekt przyjdzie jeśli będziecie konsekwentni. Patologiczne diety kopenhadzkie i inne tego typu to tak naprawdę niszczyciele organizmu (niestety – próbowałem). Odżywiać się zdrowo trzeba cały czas, nie zaś „skakać” bądź głodzić się. Przykładowo jeśli ćwiczący taekwondo stratuje w zawodach i z powodu zaniedbania diety znalazł się w „za wysokiej kategorii wagowej” – chce szybko zrzucić wagę. Jest to możliwe, ale odbędzie się to kosztem formy sportowej! Dlatego dieta musi być zdrowa i nie można jej mylić z popadaniem w anoreksję czy innymi zaburzeniami.
Kolejna sprawa to alkohol. Łącząc to z poprzednim wątkiem napiszę oczywistość, że chlanie browarów = mięsień piwny w postaci dużego brzucha. Chudnięcie to nie tylko ruch i ogarnięcie jedzenia, ale także brak napychania się piwskami. Powiedzmy sobie szczerze – picie z uprawianiem sportu się kłóci i tyle (no chyba, że ktoś pije sobie jedno piwo na miesiąc itp. przypadki). W wielu przypadkach opijanie się browarem jest równoznaczne z lenistwem. Przesiadywanie całymi dniami w barze bądź przed telewizorem aż wypije się tyle, że spacerować się najzwyczajniej w świecie nie da :). A brzuch rośnie.
Wiele osób boi się rzucić alkohol mówiąc „ale co ja będę robił”, „u mnie wszyscy piją” itp. Podstawa jest taka – prawdziwi przyjaciele nie odwrócą się od Ciebie jak przestaniesz pić, a tacy którzy się odwrócą? Czy naprawdę potrzebujesz pseudo znajomych od flaszki? Myślę, że są zbędni i z zasadami zdrowej przyjaźni nie ma to nic wspólnego. Więc jeśli to Twoi prawdziwi koledzy – spotkacie się pogadać, jak dotychczas, tyle, że bez browarka. „Ale co ja będę robił” – to kolejny twój „argument” oddalający Cię od decyzji o zdrowym życiu. Kiedy Twoi znajomi lubiący sobie wypić będą topić mordy w kolejnych kielichach – Ty możesz być na treningu, oto co będziesz robił. Masz odmienić siebie, a nie cały świat więc potrzeba dystansu do tego że „gdzieś tam w centrum” odbywa się impreza bez Ciebie. Co Cię to obchodzi? Ty masz nową pasję, nowy cel w życiu, znajdź sobie szkołę walki czy siłownię i tam poznasz nowych znajomych, którym bardziej zależy na zdrowiu. Nie mam na myśli odbicia od starych kumpli, nie, nie – ale jeśli nie mają takich priorytetów jak Ty to musisz poszukać ich na sali treningowej/ siłowni. Poszerzasz horyzonty – robisz krok na przód i to milowy! Ze starymi znajomymi będziesz się spotykał, ale na innych zasadach – odzwyczaisz się od codziennego piwkowania, ale jak do wszystkiego o czym piszę – potrzeba czasu, bólu, przestawienia się! Nic nie przychodzi od razu i na pewno będą kryzysy. W chwili pisania tego tekstu nie pije 2,5 roku, a z ekipą z którą wiele litrów się przelało mam jak najlepszy kontakt! Na początku były takie kumplowskie docinki, śmiechy, wiadomo – spokojnie, na luz to bierzcie, wiedzcie czego chcecie i dystans!
Kolejnym „argumentem” związanym z piciem jest jakieś dziwne przekonanie, że alkohol = prawdziwe życie, a reszta to sztywniaki nie wiedzące co tracą. Po pierwsze, nie tracisz nic – poznałeś alkohol, zaliczyłeś wiele imprez, w porządku – teraz czas na poznanie czegoś nowego. Życia bez tego wspomagacza. Dlatego impreza wydaje Ci się jedyną formą spędzania wolnego czasu gdyż teraz tak robisz. Daj sobie czas, a radość zaczną Ci sprawiać inne rzeczy. Osiągnięcia w sporcie (wyciśnięcie tylu i tylu na siłce, obicie komuś twarzy na sparingu), wyjazd ze znajomymi, na którym wreszcie coś zobaczysz i będziesz miał na to siłę :). Poświęcenie się hobby – na trzeźwo pojedziesz na mecz, wreszcie wszystko z niego pamiętając. Wreszcie – będziesz zdrowym wydajnym człowiekiem nie potrzebującym alkoholu, kawy i fajek do cieszenia się z życia i posiadania energii.
Jeśli czytasz to siedząc teraz w fotelu, z cholerną nadwagą związaną z za częstymi wizytami w fast foodzie, z papierosem w buzi kaszląc przy bolących płucach, jeśli ledwo widzisz litery tego tekstu bo znowu się nachlałeś – zastanów się. Może czas na radykalną odmianę swojego życia? Jeśli palisz, pijesz i odżywiasz się niezdrowo skuś się na zmianę swego życia, a po kilkunastu miesiącach zaczniesz nadawać na innych, zdrowszych i właściwszych falach. Na początku będzie ciężko, ale po paru miesiącach wprowadzania zmian powinieneś zacząć dopiero patrzeć OBIEKTYWNIE na to jak prowadzisz się teraz. Każdy lekarz, każdy trener sztuk walki Ci powie, że nigdy nie jest za późno na naprawę swego organizmu! To co Cię przed tym broni to jedynie nałóg, nieznajomość innego życia i nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo walczyć przeciwko temu.
Jeśli już się zdecydujesz…zajmij się ćwiczeniem i pracą nad sobą nie zaś przechwałkami w towarzystwie. Ilu takich było co mówili „od dziś nie piję i biorę się za siebie” i po miesiącu odpływali z powrotem… Przede wszystkim pokora i respekt przed lenistwem, piciem, paleniem – to cholernie wymagający rywale.
Niestety wiele osób myśli, że ich czas minął i w wieku lat 25 poddają się. Twierdzą, że przespali swoją szansę i pozostały im tylko szlugi, alkohol i impreza. Czy to samo w sobie nie brzmi absurdalnie? Nawet jak palisz papierosy od 11 roku życia to Twoje płuca nie są jeszcze na straconej pozycji i zamiast zadyszek przed snem możesz wbiegać po schodach niczym Rocky na popularnym filmie :). Na siłowniach, w szkołach walki spotkasz zapewne wiele osób, które zaczęły późno – a dziś nie żałują i cieszą się zdrowiem. Jeśli chodzi o bieganie to pewnie nie raz widzieliście w parku biegających siwych staruszków. Bo na zdrowie nigdy nie jest za późno!
Jeśli ktoś nie jest zdecydowany polecam jednak dać sobie szansę, rzucić nałogi i zapisać się do najbliższego klubu taekwondo. Dacie radę!
środa, 9 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz